Mam w domu szczury. Od 10 lat, oczywiście nie te same, bo to zwierzątka krótko żyjące. Zaangażowałam się bardzo w opiekę nad nimi, napisałam kilka lat temu ebooka, słowem – wsiąkłam w temat. Teraz mam dwa ostatnie – przynajmniej na kilka najbliższych lat, bo planuję przerwę. Nie o tym jednak ta notka, a o gryzoniach jako domowych pupilach.

W Polsce utarło się przekonanie, że „prawdziwym” zwierzęciem domowym jest pies i kot. Reszta to dziwne fanaberie (tak jest w przypadku zwierząt egzotycznych takich jak gady) lub zwierzęta „dla dzieci” (tak jest w przypadku gryzoni).

Nie ma czegoś takiego jak idealne zwierzę dla dziecka. Zwierzę zawsze należy do rodziców. Dziecko może i powinno pomagać w opiece nad nimi, ale nie wolno powierzać mu czegoś tak odpowiedzialnego jak samodzielna opieka nad żywym stworzeniem. Dziecku można oczywiście powiedzieć, by je zmotywować, że zwierzątko należy do niego i ma się starać jak najlepiej nim opiekować, ale całość opieki to absolutny obowiązek osób dorosłych. Dotyczy to zresztą także nastolatków: owszem, z kieszonkowego dziecko może kupować karmę, ale już np. leczenie musi finansować rodzic (chyba, że dziecko ma sporo własnych pieniędzy). Rodzic musi koordynować całość opieki, mieć wiedzę na temat posiadanego gatunku.

Co do gryzoni, to jako właścicielka szczurów, zderzam się z kilkoma dość irytującymi reakcjami na moje hobby. Jedna z nich to klasyczne „Masz jakieś zwierzę? Tak, szczury. O fuu, jak możesz, obrzydliwe”. Otóż nie rozumiem, skąd ta nagła chęć uświadomienia mi, jak obrzydliwe są moje mądre, czyste i ciekawskie zwierzątka. Nie wiem, mam przepraszać, że je mam, zaśmiać się na żarcik w stylu „ja bym wysłał swojego kota do ciebie, hehehe”!?

Kolejną, znacznie bardziej irytującą reakcją jest zdziwienie, że… leczę szczury, gdy chorują (a są chorowite). Nie wiem, czy w mniemaniu ludzi mam chore zwierzę zabić, wywalić czy prewencyjnie uśpić, żeby było taniej?? Bo jak zwierzę żyje 2-3 lata to mu się nie należy opieka weterynaryjna, czy co? Nie rozumiem, dla mnie to całkowita abstrakcja, dopuszczać możliwość, że chore zwierzę nie będzie leczone. Oczywiście wszyscy też chcą się zatroszczyć o moje finanse i o to, na co przeznaczam pieniądze. Co to w ogóle kogokolwiek obchodzi?

A propos chorób i tego, że wiele osób kupuje szczury jako zwierzątka dla dzieci. Otóż w ciągu 10 lat posiadania szczurów „przerobiłam” u nich:

– zakaźne zapalenie mózgu

– guzy przysadki mózgowej

– mykoplazmozę

– zapalenia płuc i oskrzeli

– zapalenia uszu i błędnika

– gruczolaki sutków u samic, w tym złośliwe guzy – zabiegi chirurgicznego usunięcia zmian

– nowotwór jelita z przerzutami

– pododermatitis (bolesne odciski na łapkach, często ropiejące)

– ropnie (w tej chwili jeden też muszę leczyć)

– napady agresji (hormonalne), wymagały kastracji

– zaburzenia lękowe u zwierząt ze sklepów zoologicznych

– pasożyty (wszoły, świerzbowiec etc.)

To są te wasze słodziaki, które kupujecie dzieciom, a potem nie chce wam się ruszyć do weta, bo to nie pies ani kot! Tak, one tak chorują i wymagają kosztownego leczenia. Większość ludzi ma gryzonie za bezproblemowe zwierzaki, jako takie coś małego do obserwowania w klatce. Nie chcę odstraszać od szczurów, to są cudowne, piekielnie inteligentne zwierzęta. To czysta radość je obserwować, uczyć je rozmaitych umiejętności. Są naprawdę wspaniałe. Ale nie są pupilkiem dla dziecka, chyba, że ono po prostu pomaga rodzicom w opiece. Trzeba się liczyć z nagłymi wypadkami, jazdą do weta „na sygnale” i naprawdę sporą kasą zostawioną w gabinetach. I tak, to ma sens, bo obowiązkiem człowieka jest opieka nad posiadanymi zwierzętami, w tym ich leczenie.

Chomik, kawia domowa (ex świnka morska), szynszyla, szczur, mysz, myszoskoczek i inne zwierzęta wymagają dobrych warunków życia, opieki weterynaryjnej. To nie jest obiekt doświadczalny w naszym domu, tylko żywa istota.

Dla mnie szczury nie są i nigdy nie były substytutem psa czy kota. To są zwierzęta, którymi opiekuję się z ogromną radością. Nie macie pojęcia, jak to wkurza, kiedy nawet znajomi patrzą się na ciebie z kpiącym uśmieszkiem bo pędzisz do domu, gdzie czeka szczur na przemycie rany po operacji czy podanie leków. Bo to nie pies/kot, więc to taaaki straszny obciach się przejmować, prawda? Jeśli kolejny raz usłyszę „Hehehe, operacja szczura, przecież za pół roku i tak umrze” – to przestanę być miła.