Jakiś czas temu byłam mimowolnym świadkiem przejawu braku klasy i dobrych manier. Galeria handlowa, część gastronomiczna. Mnóstwo stolików, tłumy ludzi. Niedaleko mnie usiadła elegancko wyglądająca rodzina z dzieckiem. Kiedy kończyli konsumować, pani zaproponowała, że może warto byłoby odnieść talerze i wytrzeć to, co rozlało dziecko, bo za chwilę ktoś będzie chciał tam usiąść. Nie spotkało się to z aprobatą małżonka, który donośnym głosem rzekł, że sprzątaczka ma to zrobić bo „ona od tego jest”. Czy rzeczywiście?

Umiejętność zachowania się z klasą w życiu codziennym jest trudną sztuką i niestety, dla niektórych prawie niemożliwą do opanowania. Ów brak klasy przejawia się między innymi w tym, jak fatalnie czasem zachowujemy się wobec kelnerek, kasjerów, sprzątaczek i innego personelu, którego usługi są mocno niedoceniane.

Czy skoro płacimy to mamy prawo wymagać?

Oczywiście, że tak. Dlatego oczekujemy, że pani w supermarkecie skasuje nasze zakupy i wyda resztę, kelner poda nam jedzenie, a sprzątaczka przetrze w pracy nasze biurko i opróżni śmietnik. Daleka jestem od twierdzenia, że mamy za kogoś wypełniać jego obowiązki, bo nie w tym rzecz. Natomiast rzecz w tym, że bez względu na to ile mamy pieniędzy, jakie mamy stanowisko i ile dyplomów, nie należy do innych ludzi odnosić się z pogardą. A widzę to naprawdę często, mam wrażenie, że wynika to z kompleksów i frustracji. Te komentarze w markecie, bo kasjerka zbyt powolna. Straszenie dzieci, że jak się nie będą uczyć, to wylądują na kasie (słowa wypowiadane przy pani kasjerce, nota bene z wyższym wykształceniem). To ostentacyjne zostawianie resztek jedzenia w zlewie w biurowej kuchni, bo posprzątanie po sobie przekracza możliwości, a pani sprzątaczka „od tego jest”. To pogardliwe słowa kierowane do ludzi tylko dlatego, że akurat tak się potoczyło ich i nasze życie, że nam jest (powiedzmy) lepiej, a im gorzej (co i tak jest pojęciem względnym jak wiadomo).

Dawniej mawiano, że stosunek do służby jest miarą dobrego wychowania. Dziś na służbę mało kto może sobie pozwolić, ale to powiedzenie można spokojnie odnieść do naszych stosunków z ludźmi, z których usług korzystamy każdego dnia.

Wymagamy od nich zatem rzetelnego wykonania obowiązków, lecz sami też powinniśmy dać coś od siebie. Tym czymś jest grzeczność i przede wszystkim szacunek dla cudzej pracy. Czy naprawdę stanie się coś złego, jeśli powiemy z uśmiechem „dzień dobry”? Czy koniecznie musimy zakładać złą wolę obsługi? Czy straszenie konsekwencjami, epatowanie swoim stanowiskiem („Pani chyba nie wie kim ja jestem i co ja mogę!”) i brak zwrotów grzecznościowych naprawdę jest koniecznością? Mam nadzieję, że nie!

Na co dzień nie stykam się zazwyczaj z niemiłymi kasjerkami, kelnerami czy innymi pracownikami sektora usługowego. Uśmiecham się na powitanie i najczęściej już to sprawia, że i obsługa jest lepiej nastawiona do mnie.

Przyjmuję za pewnik, że jeśli ja podchodzę do drugiego człowieka z należnym mu szacunkiem, on odpłaci się tym samym. Jeśli potraktuję kogoś bezosobowo czy co gorsza pogardliwie, to jakim cudem mam oczekiwać, że będzie z uśmiechem i z chęcią mnie obsługiwać?

Obyty i dobrze wychowany człowiek zawsze z taktem i szacunkiem odnosi się do wszystkich. Bez względu na status społeczny, wykształcenie czy wykonywaną pracę. Człowiek o złych manierach znajdzie tu okazję do okazania swojej wyższości, rzekomej oczywiście.

Co jeśli obsługa zachowuje się niegrzecznie?

Zdarzają się sytuacje, kiedy mimo naszych najlepszych intencji i dobrego wychowania, napotykamy na personel, który nie jest wobec nas uprzejmy. Cóż, tak też może się zdarzyć. Co wtedy zrobić i jak zareagować?

Nie warto wdawać się w kłótnie, szczególnie w miejscu publicznym, bo niczego nie zyskamy poza nerwami i straconym czasem. Zwyczajnie trzeba zakomunikować, że nie życzymy sobie takiego traktowania, a jeśli mamy możliwość, pożegnajmy się i opuśćmy dane miejsce. I koniec, najwyżej już tam nie wrócimy (lub damy szansę, w zależności od tego co się tam zdarzyło).

 

Wymagajmy od innych, ale przede wszystkim wymagajmy od samych siebie.