Pomyślałam sobie, że często piszę o tym, że zasady savoir-vivre są uniwersalne i wiele z nich jest ponadczasowych. Ale nie wszystkie! Niektóre zasady zdezaktualizowały się, a obowiązywały jeszcze stosunkowo niedawno bo na przykład w latach 50. czy 60. XX wieku w Polsce. Postaram się je przybliżyć.

Całowanie w rękę

To chyba najbardziej charakterystyczny zwyczaj, który uległ zanikowi. A tymczasem jeszcze kilkadziesiąt lat temu „całowanie rączki” było powszechne nawet wobec koleżanek z pracy. Bodajże „Przekrój” prowadził nawet kampanię przeciwko „cmok nonsensowi”, jako zwyczajowi niehigienicznemu i archaicznemu. Dziś dam w rękę się raczej nie całuje, chociaż jeśli któryś z panów ma koleżankę lubiącą taki stary zwyczaj, to nie ma żadnych przeszkód, by sprawiać jej taką przyjemność. Lecz jeśli dama jest w towarzystwie koleżanek, raczej nie witajcie się w ten sposób. Musielibyście wówczas przywitać się tak również z innymi damami, a one mogą mieć negatywny stosunek do całowania w dłoń. Generalnie jednak – odchodzi się od tego, a tym bardziej od mokrych, nieprzyjemnych cmoknięć – pocałunek w dłoń jest muśnięciem a nie soczystym pocałunkiem.

„Pani doktorowo, pani mecenasowo”

Czyli nazywanie żon od tytułów zawodowych czy naukowych ich małżonków. Dziś większość pań pracuje i ma własne dokonania, a nawet jeśli pani zajmuje się domem, to jednak minęły czasy bycia „żoną swojego męża”. Wciąż zdarza się jednak u osób starszych, że używają takich zwrotów, dla nas brzmiących jak ze starych powieści. Przy okazji: kobieta-sędzia to nie sędzina, bo sędzina to dawniej żona sędziego. Kobieta-sędzia to… sędzia :)

Ubiór odpowiedni do stanu cywilnego

Nikt z nas raczej nie jest w stanie rozpoznać po ubiorze, czy ma do czynienia z panną czy mężatką. Ale jeszcze przed I wojną światową zdecydowanie można było poczynić takie rozpoznanie. Na bardziej odważne kreacje mogły sobie bowiem pozwolić tylko mężatki, dlatego ślub był okazją do planowania nowej garderoby. Panna musiała jaśnieć skromnością i delikatnością, a jeszcze pod koniec XIX wieku niemile widziane było, jeśli wkładała rękawiczki wizytowe w innym kolorze niż biały. To samo dotyczyło fryzur – mężatka mogła poszaleć z włosami, a panna musiała upinać je bardzo skromnie.

Panno Katarzyno…

Czyli tytułowanie niezamężnych kobiet. Dziś bycie niezamężną kobietą niekoniecznie oznacza młodziutką dziewczynę niewinną jak kwiat róży, bo może to być również pani żyjąca w długim związku nieformalnym. Do każdej dorosłej kobiety mówi się więc dziś per „pani”, chociaż wyznam szczerze, że „panna” brzmi przeuroczo, i mi tego nieco brakuje. A Wam?

Okazywanie uczuć publicznie

Dziś niektórzy posuwają się w tym aspekcie do granic dla mnie niepojętych, ale kiedyś mogliby za to nawet zapłacić mandat. Irena Gumowska w „ABC dobrego wychowania” pisze, że dopuszczalnym gestem jest chodzenie pod rękę, bo już objęcie dziewczyny na sposób, jak to ujmuje, „paryski”, narazi młodą damę na plotki. A przecież ona to pisała bodaj pod koniec lat 50. ubiegłego stulecia.

Wspólne wyjazdy przed ślubem

Ktoś dziś się nad tym zastanawia? :) A właśnie wspomniana Irena Gumowska zauważa w swojej książce, że chociaż narzeczeni powinni spędzać razem jak najwięcej czasu, to jednak nie są parą małżeńską, więc od wspólnych wyjazdów na wakacje we dwoje winni się zdecydowanie powstrzymać. Prawdziwy dżentelmen nie będzie narażać czci swojej narzeczonej na jakieś niecne plotki o jej złym „prowadzeniu się”. Mogą oczywiście wybrać się razem w gronie przyjaciół, ale sami – nie.

Symbolika kwiatów

Niewiele dziś się o niej mówi, ale dawniej było dosyć istotne, jakie kwiaty i jakiego koloru dajemy. Czerwone róże były wyrazem gorącej miłości, kwiaty różowe oznaczały przyjaźń, a kwiaty niebieskie – wierność, przywiązanie. Interpretacji było sporo w zależności od epoki, ale generalnie to było dość ważne. Dziś zapomniany, a jednak bardzo piękny zwyczaj.

Ukłony

Kto dziś w ogóle się kłania? Ograniczamy się raczej do skinienia głową, a i to nie zawsze. A dawniej? Panowie uchylali kapelusza, panie też miały swoje kobiece ukłony – dygnięcia. A im bardziej był ktoś poważany w społeczeństwie, tym kłaniano mu się niżej. Pamiętacie „Lalkę” Prusa i subiekta – Rzeckiego? On się klientom kłaniał w pas, a dziś to zupełna abstrakcja w sklepach, prawda? Brakuje mi jednak takich codziennych ukłonów i w ogóle większej dbałości o takie szczegóły.

 

Tęsknicie za jakimś dawnym zwyczajem? Piszcie w komentarzach :)