Dawniej przejście na ty oznaczało wyższy poziom znajomości: propozycja mówienia sobie po imieniu wychodziła od osoby ważniejszej (starszej albo wyższej stanowiskiem) i była wyróżnieniem. Nie z każdym przecież jest się na ty. A dziś? Czy w dobie zanikania oficjalnych form są jeszcze ludzie, którym nie odpowiada przechodzenie na ty od razu?

Znam osoby, które uważają, że z każdym powinniśmy być na ty, bo czasy panów i pań powinny zginąć w mroku dziejów. Bo mamy internet (a tam wszyscy mówią sobie po imieniu), bo po co te formalności, bo to bez sensu, bo sztywno. Jednak są takie osoby, które niekoniecznie z każdym chcą być po imieniu. Fakt, że mamy luźne podejście do takich spraw nie znaczy, że inni mają takie samo.

Najbezpieczniej więc zaczynać znajomość (na gruncie biznesowym to absolutnie konieczne) od tytułowania się per pan, pani. Nie oznacza to jednak, że do naszego kontrahenta mówimy „panie Staszku” czy „pani Krysiu”. Jest to spoufalanie się, które jest w dobrym tonie tylko wtedy, kiedy dobrze się znamy. Nie mówimy także „panie Iksiński” – mówienie po nazwisku jest niegrzeczne.

Więc jak powinno się zwracać? Najbezpieczniej będzie stanowiskiem – w końcu w kontaktach biznesowych najczęściej wiemy, jakie stanowisko zajmuje nasz rozmówca. Panie kierowniku, pani prezes – z tym problemu nie będzie. I nie, nie mówimy „panie junior brand managerze” ;) Jeśli nie przechodzi nam przez gardło „panie menedżerze” bo faktycznie brzmi nienaturalnie wystarczy „panie kierowniku”.

Jeśli natomiast już jakiś czas z kimś współpracujemy, możemy przejść na formę imienną (ale nadal nie na ty!) – zwracamy się wówczas zawsze pełnym imieniem: pani Joanno, panie Stanisławie. Uczulam szczególnie panów, bo zauważyłam, że mają tendencję do zdrabniania imion kobiecych – pani może się poczuć potraktowana protekcjonalnie, jeśli zamiast panią Katarzyną zostanie panią Kasią czy Kasieńką. Jako Katarzyna potwierdzam, bo moje imię jest zdrabniane bez pytania mnie o zdanie na ten temat.

Kto proponuje przejście na ty?

Propozycja ta powinna wyjść od osoby ważniejszej: w etykiecie towarzyskiej będzie więc to kobieta lub osoba starsza wiekiem, a w biznesie – osoba wyższa rangą. Przyjmując propozycję wymieniamy uścisk dłoni i wypowiadamy swoje imię (to jest też dla bystrego rozmówcy wskazówka jak ma się zwracać, więc jeśli nie chcemy być Kasią, a Katarzyną, to jest okazja by to podkreślić. Nie ma jednak gwarancji, że zostanie to zauważone).

Zdarza się, że podczas wyjazdu integracyjnego szef proponuje przejście na ty, a my gołym okiem widzimy, że spory udział w jego dobrym nastroju mają napoje wyskokowe. Na wszelki wypadek zatem w pracy mówmy do niego wciąż na „pan”. Jeśli przy niej pozostanie, uznajmy propozycję za niebyłą.

Nawet jeśli jesteśmy na ty z szefem i innymi pracownikami, przy klientach zwracajmy się pełnym imieniem: nie mówimy „Krzychu, podaj no ten segregator”, a „Krzysztofie, czy możesz podać ten segregator?”. Będzie profesjonalnie i kulturalnie.

Jeśli do szefa pracownicy zwracają się per pan, on powinien tak samo zwracać się do nich. Jeśli w firmie wszyscy są na ty (a tak jest coraz częściej) nowy pracownik najczęściej dowiaduje się o tym pierwszego dnia pracy.

Trochę problemowe jest przejście na ty z klientem czy kontrahentem. Z jednej strony chcemy się zgodzić, by go nie urazić, a z drugiej – skrócenie dystansu może utrudnić późniejsze negocjacje. Może to bowiem być rodzaj manipulacji. Jeśli chcemy odmówić, z uśmiechem i grzecznie odpowiedzmy, że wolimy pozostać przy dotychczasowej formie – możemy rozładować napięcie żartem, że jesteśmy staroświeccy, ale taki żart też trzeba umieć z wdziękiem powiedzieć.

A w internecie?

Wbrew powszechnemu przekonaniu nie ma jasnej zasady, że wszyscy w internecie powinni być po imieniu/nicku. Wszystko zależy od danej społeczności: znam fora internetowe (działające), w których regulamin nakazuje być na pan/pani z innymi użytkownikami. Jednak poza takimi miejscami możemy przyjąć, że mówienie na ty jest w porządku. Mimo to ja staram się podczas dyskusji z osobami dużo starszymi wiekiem używać formy pan/pani wyrażając tym samym szacunek dla rozmówcy.

Przyznam szczerze, że brakuje mi tych „leveli” znajomości, kiedy najpierw było pan/pani, a potem dopiero skracało się dystans. Miało to wielki urok i czyniło kontakty międzyludzkie ciekawszymi, bardziej wyrafinowanymi. Obecny wszędzie luz ma wiele zalet, ale i wady – ludzie preferujący większy dystans czują się przytłoczeni familiarnym traktowaniem przez wszystkich naokoło. Warto o tym pamiętać.